wtorek, 7 sierpnia 2012

Urlop w górach, cz. V

Witam!

Dzisiaj we wszystkich wiadomościach informacje o skutkach wichur, gradobicia i burz w całym kraju. Na szczęście u mnie nic złego się nie wydarzyło. Za to moje samopoczucie cierpi bardzo, bo taka pogoda jest dla mnie okropna. Odczuwam wszystko totalnie, brak mi sił, cały dzień myślę tylko o spaniu, chociaż muszę coś tam zawsze zrobić to idzie mi opornie. Gdzieś o 15.30 położyłam się i spałam do 19.30.Wstałam i wcale lepiej się nie czuję. Obiecałam jednak, że napiszę posta o kolejnym dniu urlopu, więc dotrzymuję słowa.
Pojechaliśmy całą 20 osobową grupą do Starej Lubownej na Słowacji. Nieduże miasteczko, z niewielkim ryneczkiem, pełno na każdym kroku ludzi pochodzenia rumuńskiego, co bardzo rzucało się w oczy. Do zamku trzeba było jechać troszeczkę za miasto, ale warto było, zamek a właściwie to co z niego zostało jest imponujące i piękne. Zamek wzniesiony jest na wzgórzu, dochodzi się do niego piękną aleją  wśród drzew, a widoki wokół są przepiękne, to trzeba zobaczyć samemu. Trafiliśmy akurat na pokazy sokolników słowackich. Orły, sokoły i sowa były głównymi aktorami widowiska. To piękne i szlachetne ptaki, przywiązane do swoich opiekunów. Widownia była bardzo zadowolona, akurat było sporo dzieci, które z zadowoleniem obserwowały wyczyny mądrych ptaków. Po obejrzeniu widowiska, zwiedziliśmy ruiny zamku i udaliśmy się w dalszą drogę do Czerwonego Klasztoru. Z tego miejsca widać dobrze Trzy Korony, polski szczyt w Pieninach. Miejscowość nazywa się tak, ale klasztoru czynnego tam nie ma, pozostały ruiny, które obejrzeliśmy i ruszyliśmy w dalszą drogę do Polski, przez Czorsztyn, Łącko, Stary Sącz, Piwniczną Zdrój, do hotelu. A oto kilka zdjęć z tej podróży.




















Jak pisałam w poprzednim poście w sobotę odbyły się u nas w domu dożynki. Przyjechały nasze dzieci, chłopcy ze swoimi ukochanymi, był grill, posiedzieliśmy sobie, porozmawialiśmy, było miło i wesoło, każdy opowiadał swoje wrażenia z ostatnich dni, bo starzy syn Radek ze swoją dziewczyną Martą byli nad morzem, młodszy przyjechał z delegacji i też było co opowiadać, Anetka narzeczona Pawła skończyła praktyki studenckie i nie była u nas dwa tygodnie, a córka Monika też nie była dwa lub trzy tygodnie, moja radość była wielka, bo ja uwielbiam jak jesteśmy wszyscy razem. A oto zdjęcia z ostatnich godzin żniw na naszym polu, a na jednym zdjęciu nasz mały domek od strony pola. Mój mąż sam ciął, mamy taki mały 2m kombajn.






 Dziękuję za wizyty u mnie na blogu, życzę miłej lektury i spokojnej nocy. Pozdrawiam wszystkich serdecznie.

1 komentarz:

  1. A ja tak o Tobie Elu myślałam:) jak to Ty wytrzymujesz te okropne upały:(
    Cieszę się, że miło spędziłaś z Rodzinką czas i miałaś wszystkie dzieci przy sobie:) chociaż na krótko:) Oj ciężka praca te żniwa, pozdrowienia dla Męża-żniwiarza:)
    Wszystkie miejsca wycieczkowe znam, parę razy byłam w Starej Lubownej! Piękną zrobiliście sobie wycieczkę:) Elu miła, ślicznie Ci w tym turkusiku:)
    Spokojnej nocki i dużo zdrowia:)))))))

    OdpowiedzUsuń

DZIĘKUJĘ ZA KOMENTARZ